„Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem..” – śpiewali Chłopcy z Placu Broni. Nadal śpiewają, bo muzyka ma w sobie cudną moc nieśmiertelności, nawet jeśli niektórych osób nie ma już pośród nas.
Nie ma już pośród nas też tych, którzy prawdziwie walczyli o naszą niepodległość. Czy pamiętamy o nich, jak na to zasługują? Czy tę odzyskaną niepodległość cenimy i chronimy jak należy? A co z wolnością? Czy czujecie się naprawdę wolni? Albo inaczej: czy naprawdę czujecie się wolni???
To taka trochę ironia losu, bo gdy mentalnie mamy największe „predyspozycje” do prawdziwego, nieskrępowanego odczuwania wolności, ogranicza nas szkoła, rodzice, cały ten proces socjalizacji. A potem? Potem to już „samo życie”… Pomyślcie, czy nie odczuwaliście zewu dzikiej wolności najmocniej właśnie jako dzieci, jako nastolatkowie? Czy nie chcieliście wtedy demaskować obłudy, walczyć z kołtuństwem, oportunizmem, konformizmem? Czy nie obiecywaliście sobie, że kiedy w końcu dorośniecie i nikt nie będzie Wam mówił co, jak i kiedy macie robić, jak postępować – wtedy wykorzystacie tę swoją wolność we „właściwy” sposób? W ilu procentach udało Wam się to spełnić?
Z moich obserwacji wynika, że nawet jeśli jakimś sposobem rodzicom i szkole nie udało się przyciąć naszych myśli, pragnień i marzeń w kształt powszechnie akceptowalnych ram, to zwykle okazuje się, że cała ta dorosłość… była jednak przereklamowana.
Nakładamy firmowe uniformy. Wpadamy w trybiki konsumpcjonizmu, w bazy danych banków. Stajemy się odpowiedzialni za nowe życia (i to chyba najpiękniejszy z elementów, choć również głęboko wiążący…), uwikłani w rozmaite mniej lub bardziej słodko-gorzkie związki.
Pędzimy autostradą złudzeń, nie mając czasu i siły, by zastanowić się dokąd w ogóle, po co, czy warto, czy tego chcemy, chcieliśmy…?
W salonach wciskają nam wciąż nowe gadżety, które coraz bardziej spłycają nasze relacje, a jednakoż coraz mocniej podkręcają sztucznie wykreowane potrzeby. W marketach dajemy się podejść specom od socjotechniki. W mediach – „mydlatorom” mózgu, pociągającym za sznurki podsycaniem płomienia strachu, sianiem ziaren paniki, odwracaniem uwagi od właściwych (i ważkich) pytań i tematów. W sieci – specjalistom od remarketingu. iBeacon, GPS i tysiące aplikacji którymi się zachwycamy prowadzą nas przez codzienność niczym te wilczaki na smyczy. Logujemy się na konta bankowe i jak na dłoni widzimy (nie tylko my zresztą), ile razy w tygodniu byliśmy w aptece po środki do wcale nie wolnej miłości (uprawianej w domach z betonu). Ktoś podprogowo mówi nam jak mamy żyć, umierać, kochać, rodzić, chorować, zdrowieć… Wokół szare strefy, niewolnicze warunki pracy. Służby przymykające oko na problem uzależnień, ludzie wykańczający sami siebie, a przy okazji i innych.
Idąc ulicą powinniśmy mieć zawsze nienaganną prezencję i minę, bo przecież cały czas spogląda na nas Wielki Brat, zza oka kamery monitoringu. Zresztą co tam miejski Wielki Brat, jak sami wrzucamy nasze dziubki do wielkiej, globalnej sieci (akcja – kreacja).
Rolnicy i sadownicy leżą i kwiczą, rzemieślnicy wymarli, artyści mają niewidzialne kagańce, coby nie wymsknęło im się, że król jednak jest nagi. Dziś nawet pszenica nie jest już tą samą pszenicą, w kiełbasie mamy znikomy procent mięsa, a krainy zupełnie innym mlekiem płyną. O miodzie też nie wspomnę, bo i natura na głowie już stanęła.
„Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem..” – śpiewają dziś w radiu Chłopcy z Placu Broni. A mi serce łomoce niczym flaga, ale zamiast głośno śpiewać, mamroczę tylko pod nosem. Bo inaczej chyba wstyd byłoby mi spojrzeć w lustro. Czyż nie oddaliśmy jej za (…), nie rozmieniliśmy na (…) [WŁAŚCIWE WSTAWIĆ]?
Sama sobie już nie ufam, nie wiem gdzie jestem prawdziwa ja, a gdzie wgrany mi sztucznie program? W końcu kłamstwo powtarzane sto razy staje się przecież “prawdą”…
Nie wiem jak Wy, ale ja mam wrażenie, że wolność odbija się dziś tylko w kałużach, po których tak szumnie depczemy na rozmaitych defiladach.
Jestem wdzięczna całym swoim prostym sercem wszystkim tym, którzy dawali nam przykład cnót i miłości do Ojczyzny aż po grób, ale myślę, że nie do końca chyba o taką wolność im chodziło. Może sami się w niej pogubiliśmy? Może opacznie ją zrozumieliśmy? Może do niej nie dorośliśmy? A może tylko zboczyliśmy z drogi, ale nie wszystko jeszcze stracone?
Komentarze (17)
Nie zgadzam się z Tobą, najważniejsze ile wolności zostaje w Tobie. Wiesz pewnie, że są dwa rodzaje wolności – do czegoś, i od czegoś. Nie wiem która jest trudniejsza. Tak, wolność jest ciągłym, non stop podejmowanym trudem, żeby coś zrobić (choćby przemyśleć) i żeby od czegoś uciec (dokąd?) Wolność w sobie, dla mnie najistotniejsza ,pozwala mi patrzeć na świat i go analizować, wybierać między dobrem a złem “które jednako w nas się zawiera” jak pisałem w młodzieńczym wierszu. Nie wiem czy znasz oglądy Zimbardo, zwłaszcza z książki “Efekt Lucyfera”?
Zapraszam do dyskusji, na pewno przyda się nam obojgu, bo myślę, że trochę bezludnymi wyspami jesteśmy.
Pozdrawiam.
Józek